Kilka dni temu cytowałem post z “dzikiego” forum dla pozycjonerów, w którym autor żalił się, że przez kilka miesięcy ciężko pracował nad pozycjonowaniem i po wejściu strony do TOP10 klient zapadł się pod ziemię, a domena wskazuje na stronę główną providera. Przez ten czas młody seowiec pracował za darmo, a przez swój brak doświadczenia zawarł niekorzystną dla siebie umowę z nierzetelnym klientem.
Dziś z kolei po raz n-ty czytam, że dla klienta ważny jest efekt i nie obchodzi go ilość włożonej pracy w pozycjonowanie jego witryny.
Te dwie scenki rodzajowe są ze sobą jak najbardziej związane, bo dotyczą tego samego problemu.
Co jest celem współpracy z pozycjonerem?Tak jak przy każdej współpracy między dwiema firmami głównym celem jest czerpanie obopólnej korzyści ze współpracy. W ostatecznym rozrachunku chodzi o kasę i płynącej z niej satysfakcji. Bądź odwrotnie – nieważne.
Gdy czytam bardzo kategoryczne oświadczenie, że “tylko efekt” “tylko top10” (a najlepiej płatność za TOP3), „klienta nie obchodzi”, „klient ma w tyłku”, „klient żąda i wymaga”, to zastanawiam się, dlaczego autorzy tych wypowiedzi stawiają siebie w roli niewolników? Czy to zasługa naszego systemu edukacji i poniewierania uczniami oraz studentami? To by miało nawet sens, bo sam jeszcze dobrze pamiętam z jakim głębokim garbem wchodziło się do dziekanatu cokolwiek załatwić i o coś prosić.
Wybaczcie mój zarozumiały sposób myślenia, ale nie wyobrażam sobie, abym miał pracować za darmo. Tak samo jak moi chronieni kodeksem pracy współpracownicy.
Klient, który kupuje reklamę video musi zapłacić za scenariusz, zdjęcia, montaż, dystrybucję, a efekt kampanii musi sobie sam policzyć w firmie. Zlecając… zboczyłem z tematu i wchodzę w szczegóły i analogie, na czym zazwyczaj się kończy dyskusja o sposobach rozliczania pozycjonowania. Skoro celem współpracy ma być obopólna korzyść, to nie może być mowy o pracy za darmo, która powoduje co najwyżej zniechęcenie, zniecierpliwienie i frustrację. Tym bardziej, że drobne wahania pozycji związane z przeliczaniem algorytmu czegokolwiek w Google wiąże się z nieobliczalnymi finansowymi efektami na koniec miesiąca. A płynność finansowa w firmie jest ważniejsza od zysków, drogie misie.
To, że “klienta obchodzi tylko efekt” to jedna strona medalu, bo jeżeli jego efekt zależy od mojej pracy, to relacje ulegają zmianie. Jeżeli ja będę żyć w ciągłej niepewności o niepewny przychód, o przelew za fakturę w terminie, o drobne wahania pozycji, o zmiany w algorytmie, to czy będę w stanie rzetelnie i sumienie pracować? Czy w dłuższej perspektywie będę podejmować bezpieczne decyzje, dobre dla obu stron, bez patrzenia przez pryzmat dziennej stawki za TOP?
Wystarczy zajrzeć na forum PiO aby dostrzec ilu tam frustratów każdego dnia obrzuca się łajnem. Tę frustrację lepiej dostrzegą osoby, które wyemigrowały, bądź pracowały przez jakiś czas w cywilizowanej firmie za granicą. Tam spotkały się z normalnością i ze zdrowym rozsądkiem w codziennym życiu. Biznes musi się opierać o zasadę win-win (z wyjątkiem kontaktów z urzędami – tu nie ma ratunku – jest tylko live and let die).
Dobrze wykonana praca przynosi efekt. Jeśli wiemy co robimy, a nie robimy co wiemy, to osiągniemy założone cele. Brak kompetencji może spowodować obranie nierealnego celu i co za tym idzie, niezależnie od podejmowanych działań cel nie zostanie osiągnięty. Na rozliczanie za efekt może sobie pozwolić ktoś, kto ma mało istotną domenę (np. jedną z kilku) i szuka taniego, początkującego pozycjonera. Uda się, to dobrze, nie, to nie będzie trzeba płacić. Dla kogoś, kto posiada cenną, brandową domenę, której strata wiązałaby się z dużymi stratami w firmie taki pozycjonerski poker jest nie do przyjęcia.